sobota, 27 listopada 2010

Santiago cd.

22.11
Pakujemy plecaki, zostawiamy je jeszcze w pokoju, a my się wybieramy na pobliską plażę Siboney.Santiago jest już dla nas uciążliwe, ma wąskie ulice , a jeździ nimi bardzo dużo różnych pojazdów/ chyba bez tłumików/
i  kopcą niemiłosiernie tak że trudno oddychać.
 Z miejsca gdzie ma coś jeździć na tę plażę są tylko camiones, więc zabieramy się z Kubańczykami. Camiones to są ciężarówki chyba z silnikiem traktora, trochę zadaszone, służą jako transport publiczny pośledniejszego rodzaju, widzimy je w wielu miejscach załadowane po brzegi.Mają ten plus że są bardzo tanie- płacimy po 1CUP/peso Kubańczyków/ Po zatłoczonym i zakopconym Santiago okolica którą jedziemy wydaje się zielonym rajem-  tu  w górach  działała partyzantka Fidela Castro i Gevary. Najwyzszy szczyt Pico Turquino ma wysokość 1964m.Plaż Siboney jest niewielką zatoką z ciemnym piaskiem, raczej zapuszczona i zaniedbana, ale woda cieplutka i ludzi niedużo. Trochę turystów i Kubańczyków. Wylegujemy się i kąpiemy ze trzy godziny.
Powrót tak samo camiones.A do  casy docieramy moto-taxi- zwykły motor- zabiera po jednym  kliencie, ma kask dla pasażera i kosztuje tylko 10 CUP. Bierzemy  jeszcze prysznic, jemy pyszny obiad z deserem przygotowany przez Alinę/ ma już nowych klientów/ i po 19 taksówką jedziemy na dworzec Viazul

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz