wtorek, 21 grudnia 2010

San Cristobal de las Casas

20.12
Szybko złapaliśmy   przy głównej drodze    mikrobus do San Cristobal  .Jechaliśmy około 2 godz/ 40p/os/
Po drodze widzieliśmy wioski   garncarzy , w których sprzedawano pięknie wyglądające koguty, póżniej    w innych  wioskach     ciekawe wiatraki w postaci kolorowych ptaków machających skrzydłami.
Mikrobus dowiózł  nas do centrum , hoteli jest tu multum, na każdą kieszeń.Jesteśmy dość wcześnie więc idziemy zwiedzać miasto. Jesteśmy zachwyceni- wg mnie tak pięknego i zadbanego miasta jeszcze nie widzieliśmy w tej podróży.San Cristobal   założono  około 1500 roku.W epoce kolonialnej było stolicą stanu Chiapas.W tym okresie był tu bardzo duży  wyzysk Indian.W 1994r miast zostało opanowane przez Zapatystów.W stanie Chiapas jest nadal region zawiadywany właściwie przez Zapatystów, jest to jakby państwo w państwie.Buntują się oni przeciw  władzy Meksyku.
Włóczymy się po ulicach do wieczora, oglądamy piękne kościoły, targowiska i Indianki handlujące na ulicach.
Miasto bardzo zmieniło się od czasu jak byłam tu 7 lat temu.Jest niesamowicie zadbane.
Obiad jemy w maleńkiej knajpce, których jest tu bez liku/ menu del dia za 40p/
Hotel choć początkowo wydawał się bardzo przyjazny, ma znowu  feler, pod naszym pokojem znadują się hydrofory, które włączają się od czasu do czasu- szczególnie jest to słyszalne w nocy
21.12
Dzśs od rana  idziemy kupić bilety do Oaxaca. Kupujemy prawie ostatnie miejsca  na nocny autobus/ 12 godz jazdy- cena 420p/os/.
Póżniej z drugiego końca miasta jedziemy mikrobusem do San Juan Chamula- nieduża wioska ze słynnym kościołem.Tradycje indiańskie są tu bardzo żywe. Dużo Indian chodzi tradycyjnie ubranych. Kobiety w czarnych   spódnicach z grubo-tkanego sukna wyglądajacego jak niedżwiedzie futro i mocno haftowanych bluzkach, głównie w kolorach  granatu.Mężczyżni natomiast noszą  z tego samego sukna coś  jakby długie bezrękawniki.Ludzie ci nie lubią gdy robi się im zdjęcia, nawet kierowanie w ich stronę aparatu jest żle widziane.Kościół w Chamula jest bardzo zadbany i ciekawy. Wejście do środka jest płatne/ 20p/ i nie wolno w środku robić zdjęć.Atmosfera wewnątrz rzeczywiście jest niesamowita, posadzka pokryta jest sosnowym igliwiem, na podłodze i na ustawionych dookoła kościoła podestach pali się mnóstwo świec i zniczy.
Ołtarz przepięknie ubrany jest kwiatami.W kościele nie ma żadnych ławek, wzdłuz ścian stoją figury świętych  przyozdobione darami z tkanin i owoców. Indianie modlą się na podłodze paląc przed sobą świeczki i głośno zawodząc swoje modły. Tu nie ma żadnego księdza.Wiara ich to pomieszanie katolicyzmu z ich prymitywnymi wierzeniami.  Jesteśmy pod wrażeniem tego miejsca i obserwujemy wszystko koło1/2godz.
Pózniej trochę ogladamy stragany, kupuje sobie małą torebkę z naturalnego sukna i  kolorową maskę rytualną. Idziemy jeszcze na cmentarz z ruinami kościoła.
Póżniej łapiemy busa  i  dostajemy się w okolice wioski Zinacantan.Od krzyżówki mamy 4km, ponieważ kierowca busa wkurzył mnie bo wziął od nas za połowę  drogi jak za całość, idziemy do wioski na skróty na nogach.Zinacantan słynie z upraw kwiatów i warzyw, rzeczywiście idziemy pomiędzy bardzo zadbanymi uprawami, wszędzie jest nawodnienie, ale  praca odbywa sie tylko ręcznie.
Po godzinie docieramy do centrum wioski.Dużo Indian jest tradycyjnie ubranych, ale inaczej niż w Chamula.
Kobiety mają pięknie wyszywane w kwiaty narzutki , a mężczyżni chodzą też w haftowanych ponczach zakończonych długimi pomponami. Tu nie ma juz turystów, a ludzie chetniej zgadzaja sie na zdjęcia.
Kościół przepięknie  jest ozdobiony kwiatami.W niewielkiej kaplicy też modli się cała rodzina w tradycyjnych strojach- paląc przed sobą świeczki i zawodząc  modły.Jest dużo  straganów z pięknymi haftami.
Wracamy busem do San Cristobal. Obiad i zasłużony odpoczynek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz