11.12
Dziś jedziemy do Chchicastenango.Jest to maleńka miejscowość położona w górach Gwatemali. W niedzielę i czwartek odbywają się tu słynne targi,
na które zjeżdżają lokalne społeczności i bardzo dużo turystów.
Postanowiliśmy jechać tam “chicken busem” , żeby posmakować lokalnego kolorytu/ jeżdżą nimi zazwyczaj tylko tubylcy/ , ale i tez zaoszczędzić pieniędzy bo cena jest połową ceny turystycznego transportu. “Chicken busy “ są niesamowicie kolorowe, a wieczorem wyglądają jak smoki z bajki.W środku są zupełnie wygodne , tylko często bardzo zatłoczone. Jedziemy z przesiadką , najpierw do Chimal/ skracają
długie nazwy , bo właściwie jest to Chimaltenango/ i tam przesiadka do Chichi. Gwatemalczycy są bardzo życzliwi i pomocni, ustępują miejsca kobietą, nami od razu się zaopiekowali, podpowiedzieli ile kosztują bilety żeby konduktor nas nie oszukał, przed przesiadką już dwie osoby informowały nas gdzie mamy wysiąść i gdzie złapać następny autobus.
Jedna z kobiet , która też wysiadała w Chimal - miała imię Leti- zaprowadziła nas z własnej chęci na przystanek gdzie odjeżdżał nasz bus.
Wycałowaliśmy ją serdecznie na pożegnanie.
Chicken busy jechały bardzo szybko , tak że na miejscu byliśmy około 13.
Usadowiliśmy się w hotelu Giron prawie przy samym targowisku.
Miasteczko pełne jest lokalnych Indian, kobiety przepięknie ubrane, wyszywane bluzki i spódnice z tkanych materiałów- nie mogę się na nie napatrzeć.Po krótkim odpoczynku idziemy na targowisko.
Stragany dopiero się ustawiają, czynne są już lokalne knajpki na targowisku i tam jem kurczaka+ryz +sałatka- bardzo smaczne i za 25Q.
Póżniej wchodzimy do jednego z kościołów przy targowisku.Oba pomalowane są na biało.W kościele odbywa się msza - jesteśmy zafascynowani widowiskiem.Kościól pełen jest głównie kobiet tradycyjnie ubranych-mieni się wszystko od kolorów. Gra muzyka w lokalnych rytmach i ktoś spiewa , ale nie po hiszpańsku- myślę iż to jest w jakimś lokalnym języku.Sam kościół jest skromnie wyposażony , ale za ołtarzem jest feeria migających kolorowych światełek.Póżniej wchodzi ksiądz i zaczyna się normalna katolicka msza.My też jesteśmy tu atrakcją i ośrodkiem zainteresowania.Niestety jest zakaz robienia zdjęć.
Włóczymy się jeszcze trochę po targowisku , po południu kupujemy dwie
wyszywane makaty, utargowane na 100Q każda.Jutro odbywa się dopiero właściwy targ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz