6.10
Dziś zostajemy w San Miguel de Allende.Zwiedzamy miasteczko, jest czyściutkie, pełne pięknych , kolorowych , kolonialnych domów.Co krok to jakiś kościół, galeria artystyczna. Wiele uliczek bardzo stromych, wspinamy się jedną z nich, na wzgórzu podziwiamy panoramę miasta
i robimy sobie piknik . Jest ciepło i bardzo przyjemnie.\
W hali targowej kupujemy sobie kapelusze, w których póżniej cały czas paradujemy.
Dziś kompletny luz.Wieczorem idziemy jeszcze do innej dzielnicy miasta, pełno w niej olbrzymich posiadłości, wszystkie poogradzane wysokimi murami, solidne bramy , tak jakby wszyscy się czegoś obawiali. My na razie czujemy się w Meksyku bezpiecznie , ale oczywiście cały czas na baczności. Śpimy tu jeszcze jedną noc, jutro wyjazd do Guanajuato.
7.10
Rano autobusem za 110p jedziemy około 1,5 godz do Guanajuato.
Miasteczko wpisane jest na listę UNESCO.Położone na zboczach wąwozu.Uliczki tak wąskie że autobus przeciska się na centymetry.
Mamy kłopot z noclegiem, bo wszystko jest bardzo drogie.Chyba z nastawieniem już na gości festiwalowych, albowiem za parę dni odbywa się tu doroczny Festiwal Serwantesa.W końcu lądujemy w Casa Berth
w bocznej stromej uliczce, właściciel mówi nawet parę słów po polsku.
Ze względu na naszego papieża obniża nam cenę do 150p/osobę.
Wewnątrz budynek jest bardzo dziwmy bo ma wiele poziomów
korytarzy zrobionych z metalowych kratownic, które są bardzo
hałaśliwe przy chodzeniu. Zwiedzamy miasto, jest też urokliwe, kolorowe piękne budynki, dużo placyków do odpoczynku, właściwie jest jedna główna ulica biegnąca wzdłuż kanionu.Żeby odciążyć miasto od ruchu ulicznego wykorzystano jako ulice biegnące pod miastem kanały deszczowe i aktualnie miasto ma właściwie dwa poziomy ruchu ulicznego.
Jeden nad ziemią drugi pod, a jeszcze niżej przeniesiono koryto rzeki.
Niestety ze względu na ciasnotę przestrzeni, bardzo odczuwa się spaliny.
Na Mercado robimy zakupy owoców i jemy pyszną zupę z krewetek.
Wjeżdżamy nad miasto kolejką szynową żeby podziwiać panoramę.
Wieczorem miasto żyje z podwójną intensywnością ,na głównym placu Jardin de Union pojawia się kilka zespołów Mariachis- muzykanci ubrani w piękne stroje, którzy grają za pieniądze na zamówienie.Większość zabytków miasta jest oświetlona , co dodaje im uroku.
8.10
Dziś przemieszczamy się dalej , z przesiadką w Leon jedziemy do San Luis Potosi.Miasto nie jest już tak czyste i przyjemne jak poprzednie, właściwie nieciekawe.Przyjechaliśmy tu właściwie nie dla miasta ale dla przyrody, ponieważ znalazłam wcześniej w internecie informację że niedaleko są piekne wodospady i olbrzymie jaskinie.W moim przewodniku nic nie ma na ten temat.Idziemy do informacji turystycznej zrobić rozeznanie w tej sprawie.Na szczęście trafiamy na młodego człowieka, który mówi względnie po angielsku/ jest to rzadkośc w Meksyku/.
Rzeczywiście są tu takie atrakcje, ale niestety położone około 260km
na wschód od miasta- zupełnie nie w kierunku naszej trasy. Po dłuższej
dyskusji i zastanowieniu się , nie decydujemy się na jazdę do tego miejsca
Postanawiamy jutro ruszać dalej do Zacatecas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz