15.10
Dziś postanawiamy iść sami na wycieczkę zobaczyć misję San Ignacio
I jezioro Arareco. Trochę wg mapki, którą dostaliśmy w informacji turystycznej, trochę pytając o drogę ludzi . Wokoło po drodze mamy różne formacje skalne, przed misją spotkaliśmy skalne żaby.
Misja nie wygląda zbyt ciekawie, kościół i obok trochą jakiś budynków.
Póżniej zupełnie na azymut idziemy nad jezioro, po drodze oglądamy ubogie domki gdzie mieszkają Indianie Tarahumare. Najczęściej widać kobiety , ubrane w barwne falbaniaste suknie.Ludzie ci są bardzo poważni , bez uśmiechu, w ogóle nie odzywają się i robią takie wrażenie jakby inni ich w ogóle nie interesowali i nie chcą rozmawiać, zresztą większość w ogóle nie mówi po hiszpańsku.
W końcu docieramy nad jezioro, trochę odpoczywamy i powrót do hotelu.
W sumie zajęło nam to około 5 godzin. W drodze powrotnej kupujemy jeszcze dużą butlę piwa. Wieczorem obiad w hotelu- nawet dość smaczny.
16.10
Zdecydowani jesteśmy jechać na wycieczkę do Batopilas- jest to miejscowość w środku Sierra Tarahumara, położona jednak 140 km i wycieczka może się odbyć jeżeli będzie co najmniej 7 osób, wtedy koszt na osobę wynosi 700p.Jednak poza nami brak chętnych.Rozpytujemy w innych agencjach , ale zasady są takie same.Chodzi tam też autobus , ale
nie staje w ciekawych punktach i okazało się iż bilet w jedną stronę kosztuje 280p, więc bardziej opłaca nam się jechać z agencją. Czekamy może znajdą się chętni. A dziś postanawiamy jechać lokalnym autobusem
zobaczyć kaskadę Cusarare. Rano jest bardzo zimno i zamglone.
Jest trochę zamieszania bo autobus odchodzi z innego miejsca , ale w końcu jedziemy- pozostali pasażerowie to sami Indianie. Wysiadamy w miejscu gdzie jest tablica informująca o Parku Cusarare. Pytamy się odrogę do kaskady- jakiś Indianin pokazuje nam kierunek przez las- czytaliśmy że to około 1 godziny.Czujemy się trochę nieswojo , jest pusto
i mglisto- nie ma nikogo poza nami.Po około ½ godz. docieramy do jakiegoś hotelu- tam jeszcze upewniamy się co do kierunku.Zaczyna wychodzić słońce, schodzimy nad rzekę, ale bardzo mało w niej wody.
Ciekawie wygląda koryto, wyżłobione w skałach.
Droga jest dość przyjemna, idziemy cały czas w lesie sosnowym , wzdłuż rzeki .Ale brak jakichkolwiek oznaczeń że to jest droga do kaskady.
Na trasie widzimy jakieś prymitywne stragany, ale wygląda jakby było wszystko opuszczone.Nagle wyjawia się jakiś dziwnie wyglądajacy młody człowiek- zagadujemy go o kaskadę- mówi że tak to już blisko.
Póżniej rozmawiamy z nim dłużej - ma na imię Joshua, jest Amerykaninem.Mówi że wędruje na rowerze, ale teraz ukrył go gdzieś w skałach- jest to zupełny agregat- obdarty , ale sympatyczny.
W końcu docieramy do wodospadu.Niestety jest pora sucha i jest mało wody , ale i tak wygląda ciekawie. Robimy zdjęcia i schodzimy na dół
żeby zrobić sobie piknik.Po jakimś czasie docierają inni turyści z agencjami turystycznymi - po prostu dotarliśmy tu wyjątkowo wcześnie.
Postanawiamy iść jeszcze do wioski Cusarare.To jest dopiero ciekawe doświadczenie-.dziki zachód w wydaniu meksykańskim.Stare olbrzymie ciężarówki, Indianie,dwa sklepiki i misja. W drodze powrotnej udaje się nam złapać stopa- właściwie sam się zatrzymuje.Potężny pick-up/ większość ludzi tu takimi jeździ/, jedzie do Creel. Zabieramy się z nim , oczywiście na pace.Docieramy bardzo szybko do miasteczka.
Jutro planujemy jechać do Divisadero autobusem-tam są najpiękniejsze widoki na Kanion Miedziowy.Kupuję ananasa,
17.10
Autobus mamy o 10.30, ale po drodze zahacza nas starszy Meksykanin
i proponuje, że obwiezie nas po róznych ciekawych miejscach widokowych, ma to trwać około 5 godzin.-ma swój samochód -potężnego Chevroleta z napędem na 4 koła.Koszt 700p.Decydujemy jechać z nim.
Ma na imię Rafael.Jedziemy w kierunku Divisadero.Mówi po angielsku, tak że dowiadujemy się od niego wielu ciekawych rzeczy.Pytamy się o pomoc rządu dla Indian Raramuri. Okazuje się iż mają pomoc medyczną,
dostają troche pieniędzy od państwa i rośliny do obsadzenia poletek na żywność.Rafael uczestniczył w zeszłym roku w festiwalu muzycznym
organizowany przez rząd w celu rozpropagowania turystycznego tutejszego regionu.Puszcza nam płytę z tymi nagraniami.
Pierwszy punkt widokowy jaki odwiedzamy to widok na Rio Otero.
Rzeczywiście jest bardzo pięknie - pogoda tez dziś dopisuje znakomicie.
Póżniej jedziemy koło Divisadero do miejsca gdzie wybudowano nową kolejkę gondolową, W ogóle jest to cała potężna inwestycja - chodniki spacerowe poprowadzone wzdłuż przepięknych kanionów-Urique i Barranco del Cobre. Widoki są cudowne- dopiero teraz widzimy w całej okazałości piękno tych terenów. Zostajemy tu około godziny.
Z wycieczki jesteśmy bardzo zadowoleni- ale Rafael zdarł z nas trochę skórę.Może jutro odbędzie się wycieczka do Batopilas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz