13.10
Rano na dworzec i kupujemy bilety na autobus do Los Mochis/350p/.Wg informacji ma jechać 6 godzin.Niestety od startu jest opóżniony o 1 godz.,jedziemy przez stan Sinaloa- znany ze złej sławy z powodu narkotyków. Po drodze mamy 4 kontrole policji. Na szczęście docieramy bez przeszkód do Los Mochis ,ale zamiast 6 jedziemy 8 godzin.Zostawiamy Romka na dworcu autobusowym z plecakami, a same taksówką jedziemy na dworzec kolejowy żeby kupić na jutro bilety na pociąg do miejscowości Creel w górach Sierra Tarahumara.- co jest głównym celem naszego wyjazdu na północ .Taki pośpiech stąd że pociąg jest tylko jeden , odchodzi o 6 rano, a kasa dworca otwarta tylko do 17,30. Bilety niestety ostatnio podrożały i kosztują 1080p/os/ pierwsza klasa /.Udaje się nam je kupić w ostatniej chwili.Umawiamy na jutro rano taksówkę na godz 5 rano i idziemy do hotelu , poleconego przez taksówkarza.Jest duszno i bardzo parno.W hotelu jest klimatyzacja , ale i tak leje się z nas pot.Nastawiam budzik w komórce na 4 rano.
14.10
Wstajemy po budziku, małe śniadanko, kończymy pakowanie i jesteśmy gotowi.Schodzimy na dół , a recepcjonista pyta się na na którą mamy zamówioną taksówkę, mówię że na 5, a on nam pokazuje że jest dopiero przed 4 rano, ja mam na zegarku koło 5- ale to jest czas z Meksyku/ miasta/ - mówi.
Ale cyrk- okazuje się że tutaj mamy godzinę różnicy i wstaliśmy o godzinę za wcześnie. Przestawiamy zegarki i jeszcze na godzinę do łóżka.
Taksówka podjeżdża dokładnie jak była umówiona.Na dworcu niewiele osób.
Pociąg liczy zaledwie trzy wagony- jest strikte turystyczny.Trasę kolei zaczęto budować na początku XX w,ale trudności przejścia przez łańcuch górski Sierra Madre, były tak duże iż dopiero około 1953r wybudowano całość. Trasa liczy 73 tunele i 28 mostów i przebiega często półkami skalnymi w bardzo eksponowanym terenie.Cała trasa od Los Mochis do Chihuahua zabiera około 13 godzin jazdy - my jedziemy najciekawszą część do Creel - teoretycznie miało być 6 godzin , a jechaliśmy 10 bo na miejscu jesteśmy koło 16.Po drodze jest 10 min przystanku w miejscowości Divisadero, na punkcie widokowym- na Barranco del Cobre- kanion Miedziowy, który ma 2000m głębokości i tyleż szerokości.Widoki na trasie są zachwycające , robimy mnóstwo zdjęć , co nie jest łatwe przy ruchu pociągu.
Na trasie pojawiają się już indianki Tarahumara - sprzedają owoce i różnego rodzaju koszyczki plecione z sitowia , czy traw.W Creel łapią nas już właściciele hoteli, decydujemy się na hotel Margerita, kosztuje nas 400p- ale w tym są dwa posiłki, jest czyściutko i okazuje się póżniej że jest WI-FI. Proponują też od razu różne wycieczki , ale musimy jeszcze raz dokładnie poczytać o różnych trasach , zorientować się w cenach i dopiero wtedy zdecydujemy.
Obiad jest o 18.30- dość smaczny i przygrywa nam gitarzysta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz